poniedziałek, 23 marca 2015

III Starcie dwóch demonów

Jeej! W końcu udało mi się dokończyć ten nieszczęsny rozdział! Tym razem już będzie coś o Alucardzie. A tak w ogóle to postanowiłam do każdego posta dodawać link do jakiejś piosenki lub filmiku. A Anastazja zaśpiewa tą piosenkę w Devil's Nest jeśli rozdział na to pozwoli. Choć pewno i tak tu i ówdzie przewiną się fragmenty tekstu jakiegoś songa. Takie moje upodobanie xD  
Więc proszę, tu jest jedno z moim zdaniem najlepszych amv ;) 
Komenda odblokowania miecza jest wzorowana na Bleach jakby co. 
Acha, w następnych rozdziałach przerzucę się chyba na narrację pierwszoosobową, żeby lepiej opisać odczucia Any i innych bohaterów ;) 



No to jedziemy z rozdziałem xD 

*********************************************************************************

- Mistrzu, wychodzisz wreszcie? Pani Integra mówiła, że to bardzo ważne! - krzyczała Seras.
Alucard z niechęcią wyszedł. Z bardzo, ale to bardzo ogromną niechęcią. Coś mu mówiło, że ten dzień będzie do dupy. Jedyną motywację stanowiło to, że skoro sir Hellsing ich wzywa, może ich gdzieś wyśle i będzie można się rozerwać. Oczywiście on pojmował rozrywkę trochę inaczej niż zwykli ludzie. Może dlatego, że nie był człowiekiem. Podobnie jak jego podwładna, Seras Victoria, Alucard był wampirem. I to prawdopodobnie najpotężniejszym z istniejących. 
Wkrótce Integra objaśniła im sytuację: Mieli udać się do pewnej dzielnicy biedy, gdzie niedawno nastąpił podejrzany atak ghuli. Ponadto zaginęło dwóch chłopaków w wieku parunastu lat. Biorąc pod uwagę miejsce zdarzenia normalnie fakt ten byłby zupełnie nieistotny. Jednak w tym wypadku każdy, nawet najmniejszy szczegół był warty przeanalizowania. 
Mówiąc szczerze, średnio mu się to podobało. Według niego znacznie lepsza była stara dobra "rozpierducha", tu zaś szykowało się jakieś nudne śledztwo, bardziej pasujące do Seras, która ze względu na swój poprzedni fach była mniej więcej obeznana z takimi sprawami. Jak zwykł mawiać, "była ona kobietą z pewnością ciekawszą, niż wskazuje na to jej facjata". Będzie idealnie, jeśli Seras poradzi sobie z tym sama, a on tylko wykończy tego, kogo trzeba. 
- Dobrze, a więc dolecicie samolotem w okolice celu, a dalej dojdziecie pieszo. Aha, Alucard, ty musisz skombinować jakieś inne ciuchy, w tych będziesz się za bardzo rzucać w oczy. 
- Zwykle to nie sprawiało problemu... 
- Tym razem konieczne będzie wypytanie kogoś i to nawet być może człowieka. Nie próbuj się sprzeciwiać. A, jeszcze jedno. Nie wolno wywoływać niepotrzebnych bójek. O wszystkim się dowiem. 
Zrezygnowany Alucard westchnął. Jego przeczucie się sprawdziło. Wszystko jest totalnie do dupy. Pozostało jedynie liczyć, że pojawi się niepodważalna okazja do rozróby. 
No cóż. Z ociąganiem poszedł za Seras w kierunku lotniska. 


 *** 

Anastazja siedziała przy biurku w swoim warsztacie, gdy usłyszała odgłos kroków na korytarzu. Nie był to jednak żaden klient, gdyż tacy zwykle pukają. Interesant zaś otworzył drzwi kopniakiem, prawie je przy tym rozwalając. 
- Więc Yan, o co chodzi? -spytała się. 
- No proszę, jaka przewidująca! Jestem taki wyjątkowy, że wyczuwasz mnie już z daleka?
- Tak, jasne. Nic dziwnego, skoro tak śmierdzisz. Serio, nie masz innych ciuchów poza tym dresem?
- No nie mów, że ci się nie podoba, ty go chyba wybierałaś, co nie? - spytał z kiepsko udawanym żalem. 
- Nie podoba mi się smród. Nikomu się nie podoba. 
- A gdyby to były moje nowe perfumy mógłbym się obrazić. 
- Weź się nie kompromituj. Ty i perfumy? I tak nie starczyłoby ci na nie kasy - zaśmiała się - Przejdź do rzeczy. Nie uwierzę, że przyszedłeś do mnie tylko po to, żeby gadać o pierdołach. 
- A co, jeśli tak jest? 
- Yan... - jej ton mówił "Chcesz, żeby twoja twarz spotkała się z moją kataną?" 
Valentine oczywiście tego nie chciał, więc wyjawił w końcu cel swojej wizyty. 
- Widziałem podejrzanych ludzi kręcących się po dzielnicy. Ciągle wypytywali o coś ludzi. No i dało się wyczuć od nich taką podejrzaną aurę. 
- Rozumiem. Jak wyglądali? - Ana wyraźnie się zaciekawiła. Jako jedna z założycieli Devil's Nest była również kimś kto wiązał ich wszystkich i posiadał spory autorytet. Czuła się więc odpowiedzialna za przypilnowanie wszystkiego i utrzymanie porządku. 
- No więc jeden był wysokim mężczyzną w czarnej skórzanej kurtce. Nosił również czerwone okulary przeciwsłoneczne. Towarzyszyła mu dziewczyna w dżinsowej kamizelce i również dżinsowych spodniach. I miała wielkie... no ten tego. 
Westchnęła. Spodziewała się, że ktoś w stylu Yana zawsze zwróci uwagę na coś takiego. 
- Więc tak... Dobra, pójdę to sprawdzić - oznajmiła. 
- Nie radziłbym iść samemu. Mówiłem, czuć od nich coś dziwnego. 
- Rozumiem. Wezmę ze sobą Mary i Hidana.
- Tylko tyle? Ja nadal myślę, że przydałby się ktoś jeszcze. 
Ponownie westchnęła. Już wiedziała, do czego on zmierza. 
- Niech ci będzie. Dziś mamy dzień dobroci dla zwierząt. Możesz też pójść. Szykuj spluwy, tylko na razie w tej mniejszej wersji. Zbiórka za pięć minut na zewnątrz. Jasne? 
- Cholernie jasne, szefowo! Mam nadzieję, że będzie okazja do "zabawy". 
- Super, to leć się szykować. 
- Spoko, to nara! - zawołał wychodząc. 
Podejrzani osobnicy... ciekawe. Mogą mieć coś wspólnego z tym niewyjaśnionym atakiem ghuli. Spróbuję rozwiązać na spokojnie, bez zbędnych posunięć. Jednak jeśli oni nas zaatakują, nie pozostanie nam nic innego poza odpowiedzeniem na to stalą i ogniem. 


 *** 

Alucard i Seras przemierzali brudne uliczki jeszcze brudniejszej dzielnicy. Nic się nie zmieniło. Nadal było kompletnie do dupy. Nie dowiedzieli się niczego więcej poza tym, co przekazała im Integra. Zaatakowały dziwne stwory, zaginęło dwóch braci. W momencie, kiedy zaczynali już porzucać nadzieję, podszedł do nich jakiś chłopak. 
- Nie wiem, czy to ma jakiś związek z tym wszystkim, ale znam takie jedno podejrzane miejsce. Może na coś tam natraficie - szepnął po odciągnięciu ich na ubocze. 
- Dobra, gdzie to jest? 
- Zaprowadzę was tam, to trochę daleko. 
Gdy już doszli na miejsce, zobaczyli wiszącą nad drzwiami tabliczkę. 
- Zejdźcie na dół. Ja już idę. Nie wiem co tam jest, ale kiedy tu ostatnio zszedłem, jakaś dziewczyna chwyciła mnie za kaptur, pociągnęła za sobą jakimś tylnym wyjściem i jedna ręką wyrzuciła na zewnątrz. Dosłownie leciałem! I powiedziała jeszcze: "Nie wracaj tu więcej. Dobrze ci radzę!". Normalnie wróciłbym, ale widziałem jak oczy tej laski tak po prostu zmieniły kolor z niebieskich na krwistoczerwone. Biła od niej taka przerażająca aura, że aż wydawało mi się, jakbym słyszał głos samej śmierci... - powiedział, po czym zamilkł i odbiegł jak najdalej. I tyle go widzieli. 
- No to wreszcie coś ciekawego! - powiedziała Seras - Co nie, Mistrzu? 
- No, taak... 
- Wiesz, o co chodzi prawda? Z tymi oczami. U mnie jest tak samo. No, może oprócz tego głosu śmierci. Ona musi być wampirem, jak my. Ta informacja może być faktycznie ważna. 
- Co? Ach, tak tak. Racja. Wampir. Tak jak my. Racja. 
- Hej, Mistrzu, co ty taki jakiś nieobecny i zdekoncentrowany? Wiem, że cie nudzi ten brak rozrywki, mnie przecież też, ale na pracy się trzeba skupić! 
- Wiem, wiem. Po prostu to miejsce ma faktycznie jakąś dziwną aurę. Dobra, idziemy. 
Już mieli zejść na dół, gdy nagle ktoś przystawił im do gardeł katanę. 
- Nie ruszać się - powiedział spokojnie właściciel owego ostrza - Widzieliśmy was krążących po dzielnicy. Gadajcie szybko, o co wam chodzi, to opuszczę miecz. 
- Och, my tylko tak sobie spacerowaliśmy po okolicy, nic więcej - odparł najzwyczajniej w świecie jeden z przybyszów. 
Dziewczyna odsunęła katanę. 
Jak głupim trzeba być, by uwierzyć w coś takiego? - pomyślał Alucard. Nagle znikąd wyleciała seria strzałów, prosto w niego. 
Z cienia wyszedł chłopak w dresie. 
To musi być jeden z tych zaginionych, pomyślała Seras. Wygląda dokładnie tak, jak opisywali ludzie. Tylko co on tu robi? To musi być faktycznie grubsza sprawa. 
- Nie jesteśmy dziećmi, więc lepiej tak sobie z nami nie pogrywać - powiedziała czarnowłosa dziewczyna, po czym zwróciła się do chłopaka - Dobra robota. Zabieramy szczeniarę. Może da się z niej coś wycią... - nie dokończyła, gdyż niespodziewanie dosięgnął ją pocisk wystrzelony przez... regenerującego się Alucarda. 
- O ku*** no nie! - zaklął głośno jej towarzysz podbiegając do niej.  
- To z nami się nie pogrywa - powiedział Alucard - Dobrze, dzieciaki. Teraz nam wszystko wyjaśnicie. Co tu jest, o co wam chodzi i jaki mieliście cel w utworzeniu tych ghuli? 
- A spadaj - powiedziała dziewczyna wstając - Po kiego grzyba mam ci coś wyjaśniać? No i co taka zdziwiona gęba? Ja już wiem, że jesteście wampirami. I to nie byle jakimi. Powinniście również zauważyć, że u nas jest tak samo. To wszystko, co mam wam do powiedzenia. 
- My jakoś nie zamierzamy prędko stąd odejść - wyparował Alucard. 
- Yan, odsuń się! Zajmę się tym. Coś czuję, że będzie wesoło! 
- No, wreszcie coś ciekawego! - Alucard również entuzjastycznie zareagował na to "zaproszenie" do walki. 
- Posłuchaj no! Jestem odpowiedzialna za bezpieczeństwo moich przyjaciół i nie mogę pozwolić, by ktoś obcy uważał, że może mi rozkazywać na moim terenie! 
I tak z katanami gotowymi do ataku stanęła naprzeciw uzbrojonego w pistolet Casull 454 Alucarda. 
Skoro już tak stoimy, to moglibyśmy chyba zaczynać, pomyślała. Chociaż atakując jako pierwsza, naraziłabym się na duże ryzyko. On nie wygląda na tępego, więc nie mam co liczyć, że zacznie. 
Nagle przyszedł jej do głowy pewien pomysł. 
Wydobyła spod płaszcza kilka ze swoich noży (co było nie takie proste, biorąc pod uwagę fakt, że jednocześnie trzymała katany) i rzuciła nimi w oponenta, by go sprowokować. Jednocześnie wyskoczyła w górę, po czym wylądowała na dachu pobliskiego...  czegoś budynkopodobnego. Był to bardzo dobry manewr, bo w tym samym czasie Alucard wystrzelił serię pocisków. Anastazja nie miała większych problemów z unikaniem ich, ale jednocześnie była zdziwiona niesamowitą prędkością przeciwnika. Takiej łatwości w posługiwaniu się bronią palną nie widziała nawet u Hidana lub Yana. 
W końcu postanowiła przejść do kontrataku. Poszybowała na dół zwinnie wymijając pociski. Kiedy tylko znalazła się tuż przy Alucardzie, zaczęła zawzięcie ciąć go katanami. Przez chwilę poruszała się z taką szybkością, że nikt nie był w stanie jej dostrzec. No może poza Alucardem, który nie chcąc pozostawać dłużnym swojej przeciwniczce, odstrzelił jej lewe ramię. Anastazja potoczyła się po ziemi.
Yan już chciał podbiec, lecz przypomniał sobie, że taka niewinna sztuczka na kogoś takiego jak Ana jest mało skuteczna. No cóż, pozostaje mi jedynie czekać, pomyślał.
Jednak nie było tak dobrze. Czarnowłosa miała problemy z regeneracją. Kurde, chyba za bardzo pozwoliłam sobie poszaleć. Chwilowo nie mam dość siły, by się zregenerować. Muszę poradzić sobie z tym co mam. Trzeba to zakończyć raz dwa, bo taka rozróba jeszcze kogoś przyciągnie. Szczerze? Tak naprawdę jestem podjarana tą walką i z chęcią pobawiłabym się jeszcze, ale nie zawsze jest przecież idealnie. Przynajmniej była w ogóle jakaś okazja do rozpierduchy, hehehehe.  *obłąkańczy śmiech tak bardzo*
- Och, najmocniej przepraszam, ale urżnięcie mi ręki, w dodatku nie tej dominującej, niewiele cie da - powiedziała, po czym chwyciła obie katany w jedną rękę i wykrzyknęła:
- Płoń, Amaterasu!
Miecze złączyły się w jedno ostrze płonące czarnym i czerwonym ogniem jednocześnie. Anastazja niesiona falą mocy wydobywającą się z jej broni. Doskoczyła do Nosferatu i jednym płynnym ruchem odcięła mu głowę.


 *** 

Seras siedziała na jakiejś skrzynce czekając na Alucarda. Anastazja i Yan zdążyli już odejść. Kiedy Nosferatu wreszcie ukończył regenerację głowy, podniósł się z ziemi i ruszył w kierunku wyjścia z dzielnicy. 
- Mistrzu, nie powinniśmy czasem iść tam na dół? - spytała Seras podbiegając do niego.
- Nie, nie ma takiej potrzeby, policjantko. 
- Mistrzu... - chciała kontynuować, ale Alucard posłał jej jednoznaczne spojrzenie. 
Wrócili, by zdać raport sir Integrze.

 *** 

As Hellsinga nie był jedynym, który poczuł coś dziwnego podczas ostatnich wydarzeń. Anastazja Rosetti siedziała przy barku, zastanawiając się, co to mogło być. Z zamyślenia wyrwał ją Yan.
- Hej, jak tak? - spytał.
- Wszystko spoko, a co?
- No bo chyba powinnaś zaśpiewać, a ty se siedzisz i nic nie robisz. Na pewno wszystko jest w porządku?
Czarnowłosa poderwała się.
- Porąbało cię? A co ma być nie w porządku? Chyba twoja morda! - zawołała śmiejąc się i jednocześnie uderzając młodszego z Valentine'ów gitarą, która jakimś cudem leżała obok.
Po czym poszła dać conocny koncert. 

I'm on the front line
Don't worry I'll be fine
The story is just beginning
I say goodbye to my weakness
So long to the regret
And now I see the world trough diamond eyes...

1 komentarz:

  1. świetny rozdział :)
    sama trochę piszę wiem jak to jest :)
    życzę weny i kolejnych tak udanych :*
    pozdrawiam cieplutko myszko :*
    ayuna-chan.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń