niedziela, 24 maja 2015

V Iskry życia

Wreszcie przyszła mi wena na nowy rozdział, yeah :D Dziękuję za cierpliwe czekanie tym, którym chce się to czytać ;) 
Udało mi się zdobyć 1,3 i 5 tom mangi Hellsinga :D 
No to macie tu muzę ;) Rozdział pisany pod wpływem piosenek Skilleta, jak ja je uwielbiam xD 
Tradycyjnie zachęcam do komentowania, bo nic tak nie motywuje do pracy jak miły kom ;) 

                                       

*********************************************************************************

Minęło kolejnych parę dni wypełnionych wyżynaniem ghuli. Miłą odskocznią od tego były wypady do miasta. Znalazłam jedno miejsce z fajnym widokiem i siedziałam tam sącząc krew (czasem świeżą, a czasem medyczną). Jakoś zabijałam czas czekając na powrót Hidana i Mary. Najwyraźniej musieli dostarczyć zamówienia gdzieś daleko, bo wciąż nie wracali. 
Zbliżał się świt, więc postanowiłam już wracać, póki jeszcze świat był pogrążony w mroku. Nie miałam ochoty oglądać światła słonecznego. Nie to, że źle na mnie działa. Tak jest tylko ze słabszymi wampirami. Ja go po prostu nie cierpię. Kiedy je widzę, to tak, jakby ktoś krzyczał: "Świat nie jest wcale taki zły!". Głupota. Tak mogą twierdzić jedynie ci, którym w życiu się wszystko układa. 
Może i moja obecna sytuacja nie jest aż taka zła, ale wciąż prześladują mnie wspomnienia z dzieciństwa i odgłosy zatrzaskiwanych drzwi. Wątpię, żebym kiedykolwiek była w stanie o tym zapomnieć. 
A na dodatek jakiś czas temu dowiedziałam się, że ten facet i jego partnerka, co wtedy zrobili nam "włam na chatę" należeli do Hellsinga. Nawet w Devil's Nest każdy kojarzył słynną organizację zwalczającą nieumarłych. 
Ostatnio wydaje mi się, że wszystko popieprzy się jeszcze bardziej. 
W końcu dotarłam do slumsów. Idąc brudnymi uliczkami, nagle dostrzegłam jakąś postać obok mnie. Zdziwiłam się. O tej porze powinno być kompletnie pusto. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam Yana. 
- Och, ale mnie wystraszyłeś. 
- A ty znowu z tym swoim sarkazmem - zaśmiał się - Nieważne, czemu tak długo ciebie nie było? 
- Zasiedziałam się - odpowiedziałam. Lol, ale głupio to brzmi. 
- No trudno, ale chodź już szybko do Devil's Nest - jego ton nagle stał się poważny. Czekajcie, serio? Yan i powaga to naprawdę dziwne połączenie. To musi być coś cholernie ważnego. 
Wkrótce byliśmy już przed drzwiami. Weszliśmy do środka. 
Okazało się, że to Hidan i Mary wrócili. Właśnie ich opatrywano. 


 *** 

Powiem tak: NO NIEŹLE. Mary miała ranę na głowie, ale na szczęście niegroźną. Gorzej było z jej bokiem. Przez nakładane bandaże nadal leciała krew. Hidan był w jeszcze gorszym stanie. Gdyby nie jego nieśmiertelność, byłby już martwy. Miał jedną ranę tuż przy szyi, ledwo mijającą tętnicę, drugą przebiegającą przez klatkę piersiową i trzecią na boku. Dodatkowo miał poparzoną lewą rękę. 
Spytałam się Yana: 
- Kiedy wrócili? 
- Poszedłem po ciebie, tuż po ich przybyciu. 
- Kumam. A tak w ogóle to gdzie jest Luke? 
- Gdzieś tam stoi. W sumie niewiele z nim ostatnio spędzam czasu, jakiś dziwny się zrobił... 
- A dokładnie? 
- No yyy... Wiesz, po prostu dziwny. 
- To tyle wyjaśnia... 
- Oj tam oj tam. 
- Kurde, czy ty od zawsze miałeś tak popieprzone w głowie? 
- Heh, może i tak ^^ 
- To ja zaczynam się bać, bo jeszcze mogłam się tym od ciebie zarazić po zwampiryzowaniu ciebie! 
- Nie martw się, kochana, tobie to nie grozi.
- Ponieważ?  
- Ponieważ ty i tak jesteś równie popierniczona jak ja! - zaczął się ryć jak jakaś hiena O_o
- Czekaj, czekaj - starałam się zachować spokój - Po pierwsze: bycie równie popierniczonym co ty jest niemożliwe, po drugie: PIZGNĄĆ CIĘ?! 
No i znowu zaczęliśmy się tłuc. Heh, to już prawie stało się codziennością, podobnie jak wyżynanie ghuli. 
Nie aż tak na poważnie, oczywiście. Jak ja walczę na poważnie, to używam mojego Amaterasu. 
W zasadzie wypadałoby powiedzieć trochę o Amaterasu. No więc jak już było widać w walce, przywołuję go łącząc dwie katany w jedną, większą, czarną i płonącą czarno-czerwonym ogniem oraz wymawiając komendę "Płoń, Amaterasu". Zwiększa szybkość i precyzję cięć, więc jest skuteczny nawet przy walce z bronią palną o dużej mocy rażenia. To tyle, nic w sumie się nie da więcej powiedzieć. 
Po chwili dostrzegłam Luke'a. Stał pod ścianą i w milczeniu przyglądał się sytuacji. Yan miał rację, to wyglądało dosyć... dziwnie. Po jego wyrazie twarzy można by było pomyśleć, że coś kombinuje. Warto by było się czegoś o tym dowiedzieć. Ale potem. Są sprawy ważne i ważniejsze. Trzeba wypytać Mary i Hidana, o to, co się stało. Może i są ranni, ale przynajmniej jedno z nich musi być w stanie gadać. Teraz najważniejsze jest podjęcie działań. W tej chwili muszę myśleć jak przywódca, nie jak przyjaciel. 
Zaczęłam więc szczegółowo ich wypytywać. Na szczęście byli w stanie zdać raport bez żadnych problemów. Wysłuchałam w skupieniu. 
- Cholercia, to wręcz podręcznikowy przykład najfanatyczniejszego fanatyka religijnego! - stwierdziłam - Czekaj czekaj! - coś mi się nagle przypomniało. Kojarzę tego gościa! Nie jest dobrze, oj nie jest dobrze... 
- Przedstawił się? - spytałam. 
- Chyba tak, czekaj, jak to było... - Mary zdawała się być zaniepokojona moim nagłym poruszeniem -Ach tak, mówił, że nazywa się - 


 *** 

- Alexander Anderson - powiedziała Integra Fairbrooke Wingates Hellsing  do zebranych członków Okrągłego Stołu. 
- Sir Integro, sugerujesz, że powinniśmy zacząć działać? - spytał sir Irons. 
- Tak, ale nie od razu. Nadal nie jesteśmy pewni w 100 procentach, że Watykan jest z tym powiązany. Należy również pamiętać, że mamy tu do czynienia z XIII sekcją, czyli z samymi Iskariote. 
- Więc należy przeprowadzić śledztwo? 
- Moi lu... przepraszam moje wampiry już się tym zajęły - odpowiedziała, wskazując na Seras i Alucarda - Mamy już pewien trop. Alucadzie, raczysz wyjaśnić? 
- Oczywiście, moja pani. Już mówię. 


 *** 

Wyszłam z salonu i skierowałam się do mojego pokoju. Weszłam do środka i usiadłam na mojej trumnie, po czym dostałam nagłego ataku psychotycznego śmiechu. Po prostu aż kipiałam od ekscytacji. Hellsing! I na dodatek Iscariote! Nie mogę się doczekać tej rzeźni! Hej chwila, czy ja nie powinnam w tej sytuacji jako dowódca uspokoić się i zacząć myśleć racjonalnie? Ej, w zasadzie i tak mogę poprowadzić (nie)ludzi z Devil's Nest jednocześnie dobrze się bawiąc w ubojnię świń. Dobra, może się przejdę trochę, na świeżym powietrzu lepiej się myśli. 
Wyszłam na zewnątrz wyjściem awaryjnym, tym samym, przez które kiedyś wypuszczaliśmy Yana i Luke'a. 
Przechodząc przez nie dostrzegłam jakąś postać. 
- Yan, możesz już przestać bawić się w ninja. Widzę cię. 
- Cóż, nic nie poradzę na to, że tak lubię tą zabawę. 
- Idioto, to nie jest śmieszne. Nie w takiej chwili. 
- Ech, wiem wiem. No nieważne. W każdym razie czułem, że tu będziesz. 
- No proszę, wyrobił ci się instynkt? 
- A bo ja wiem? Choć mi się wydaje, że przez przebywanie z tobą zaczynam cię rozgryzać. 
Chwilę, że jak? Nie no, on faktycznie ma rację. Przez głowę przeleciały mi wspomnienia naszych wspólnych rozmów, przepychanek, wszystkie sarkastyczne odzywki, którymi się bez przerwy wymienialiśmy. 
Dzień, w którym przyszli z Luke'iem do Devil's Nest i musieliśmy ich ewakuować. 
Dzień, w którym wypięłam się na moje dotychczasowe zasady moralne i zachowałam się przyjaźnie w stosunku do człowieka. 
Pistolety, które mu dałam. 
Atak ghuli, pożar i chwila, w której leciałam przez płomienie, tylko po nich. Po nich? Właściwie przede wszystkim po niego. Po Yana Valentine'a. 
I jak potem zdecydował się wejść w ogień, by zdjąć ze mnie zwaloną belkę. 
I kiedy zmieniłam go w wampira, by zachować go przy życiu. Kiedy zrobiłam coś, czego Anastazja Rosetti wcześniej by nie zrobiła. 
Uratowałam zwykłego chłopaka z dzielnicy biedy. 
- Ha, teraz i ja to rozumiem. Otworzyłam się przed tobą na tyle, że zacząłeś mnie rozumieć. Ja pierniczę, co się ze mną stało? - roześmiałam się. 
- Mam rozumieć, że to dobrze, czy też źle? - odpowiedział mi z szerokim bananem na twarzy. 
Oparłam się o ścianę i z uśmiechem powiedziałam: 
- Tak. Dobrze. Dobrze jak cholera. 
I wtedy poczułam coś dziwnego na moich ustach. Chwila, co on mi robi. Ach no tak. Czyli to jest pocałunek. Przyjemność przeznaczona dla takich słabych istot jak ludzie. 
Przestań. Jestem martwa. 
Martwa od urodzenia. 
Martwi nie mogą czuć. 
Martwi nie mogą kochać. 
Przestań. 
Przestań. 
Nie. 
Nie przestawaj. 
Pozwól mi poczuć ciepło życia. 
Dziękuję. 
Dziękuję za to, że rozpaliłeś we mnie te iskry. 


 *** 

Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, objął mnie ramieniem. Byliśmy szczęśliwi jak nigdy wcześniej. Uśmiechnął sie do mnie, a ja odwzajemniłam ten uśmiech, po czy powiedziałam: 
- Jak ty to robisz, że tylko dla ciebie jestem w stanie złamać moje wszystkie zasady moralne i w dodatku jestem z tego cholernie zadowolona? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz