czwartek, 9 kwietnia 2015

IV Rodzina

Wreszcie dociągnęłam ten rozdział do końca, jestem z siebie taka dumna :D Zdecydowałam, że w późniejszych rozdziałach pojawi się parę postaci z Bleacha. Coś dla wielbicieli Huehuehuehueco Mundo xD
I taka informacyjka, przez jakiś czas będę miała ograniczony dostęp do kompa, więc nie będzie za bardzo czasu na pisanie. Pozostaje tylko zarobić dobra ocenę z maty, by rodzice szlaban odwołali xD
Tak jak mówiłam, w tym rozdziale zacznę narrację pierwszoosobową. No i tu macie muzę ;)
Miłego czytania ;) 


*********************************************************************************

Wykańczałam właśnie ghule. Znowu. Ostatnio doszło to do mojej listy codziennych obowiązków. Dokładnie, codziennych. Kiedyś takie wypady stanowiły formę rozrywki, na którą bardzo rzadko mogłam sobie pozwolić. Tych draństw namnożyło się jak cholera. Wzór jest również ciągle identyczny: pojawiają się nie wiadomo skąd, jest ich masakrycznie dużo, nie giną po wykończeniu głównego wampira, a czasem nawet coś podpalają. Zaś jak nie one, to ja. Płonące katany koszą szybciej i więcej. Zniszczenia w otoczeniu to naprawdę niewielka cena za pozbycie się tej gówniażerii. 
Tak w ogóle moje umiejętności trochę się chyba podniosły. To i tak nie wiele. Przecież jak mam się rozwijać walcząc ciągle z tym samym przeciwnikiem?  Bez sensu. 
Wróciliśmy do Devil's Nest. Poszłam do swojego warsztatu i wzięłam się za wykańczanie ostatniego zlecenia. Pomyślałam, że fajnie byłoby z kimś potrenować. Taaak, jasne. Marzenie ściętej głowy. Mam pecha (tak, w tym wypadku to jest pech) być tutaj najsilniejszą. Miałam kiedyś trening z Hidanem i Mary. Z początku byli godnymi przeciwnikami, ale po jakimś czasie ich również pokonywałam z łatwością. I znowu pojawił się ten sam problem - monotonia. Brak nowych przeciwników, brak nowych wyzwań, brak możliwości rozwoju umiejętności. 
Jakiś czas temu pewien wampir zawitał do tej dzielnicy. Był z nim nawet niezły ubaw. A byłoby jeszcze fajniej, gdyby udało mi się porządnie go załatwić. No ale muszę to niestety przyznać: jestem za słaba, by go pokonać. Ha! To takie śmieszne. Za dużo siły, by móc z kimś na równi trenować, ale za mało, by pokonać tego kolesia. Tak definitywnie. Samo odcięcie mu głowy na pewno nie wystarczyło. Widziałam, że ta jego podwładna usiadła obok i czekała. Jestem pewna, że się zregenerował. 
Zakończyłam wykonywanie ostatniego zamówienia i instynktownie sięgnęłam po kartkę z kolejnym. Moja ręka trafiła jednak jedynie na stół. Zatem to musiało być ostatnie. No nic. W takim razie pora już zanieść gotowe zamówienia klientom. To co tam ostatnio było? Ach tak, trzy sztylety i dwa miecze. 
Jeden z mieczy i dwa sztylety były zamówione przez lokatorów Devil's Nest, więc mogłam dostarczyć je od razu. Pozostałe trzeba będzie dostarczyć bezpośrednio do klientów. Wezmę ze sobą Hidana, jak zwykle. To teraz jeszcze tylko pójdę po niego. 
Zapukałam do drzwi pokoju Jashinisty. Powinien tam być i sączyć swoją strasznie rozcieńczoną kawę (z krwią oczywiście, bez tego by nie możemy jeść normalnego żarcia). Odpowiedziała mi jednak jedynie cisza, więc zapukałam ponownie. Znowu nic. Weszłam do środka. Pusto. 
Poszłam do głównego pokoju. Ktoś musi przecież wiedzieć, gdzie on jest. 
- Hej, Yan! - zawołałam do niego - Widziałeś gdzieś może Hidana? Muszę dostarczyć zamówienia, a jego nie ma w pokoju. 
- Też właśnie poszedł do swoich klientów. I chyba Mary z nim była. 
- Mary? No nieźle. 
- Też myślisz, że coś jest na rzeczy? 
- Ha, wszyscy wiedzą chyba, że coś jest na rzeczy! No, może poza... 
- Mary i Hidanem! - dokończyliśmy równocześnie - Ej, nie mów w tym samym momencie co ja! Przestań! - W tym momencie walnęłam go z pięści. 
- Za co to?! 
- Wiesz przecież. 
- A co, jeśli nie wiem? 
- Ty znowu z tym swoim "A co, jeśli...". Ty jesteś taki tępy sam z siebie, czy ktoś ci za to płaci? 
- Hehe sam z siebie ^^ 
- Ech nieważne... No cóż, w takim razie może ty pójdziesz ze mną? 
- Boisz się iść sama? 
- Idioto, oczywiście, że... 
- Że tak? 
- Że nie! 
- Hehehe taki żarcik na dobry humor ^^ 
- No nieważne. To idziesz? 
- W sumie to mogę pójść. 
Poszludaiśmy więc schodami na górę i wyszliśmy na zewnątrz.  Była zima, więc śnieg już zdążył spaść.  Światło księżyca odbijało się od niego co dawało piękny widok. Stałam tak przez chwilę jakby zahipnotyzowana przez srebrny glob, gdy nagle coś pchnęło mnie od tyłu. Przewróciłam się na ziemię i zorientowałam się, że to Yan. 
- Dale dalej, rusz się! To ty mnie tu wyciągnęłaś, więc się nie ociągaj! - powiedział śmiejąc się. 
- Już idę ty pierdzie bizoński -.-  - powiedziałam z ociąganiem wstając. 
- Heh, mocne masz ty wyzwiska jak kawa Hidana -  poczęstował mnie wypowiedzią z cyklu "Yan Valentine próbuje się odgryźć". No cóż, skoro tak bardzo tego chce, to możemy kontynuować tą zabawę! 
- Kawa, tak? - powiedziałam - To już wiem, do czego wpadłeś w dzieciństwie, że teraz jesteś taki ciemny. Zarówno w przenośni jak i dosłownie. 
- Oj mała, rasizmem zalatuje! 
- Przestań pieprzyć bez sensu. Do samych czarnoskórych nic nie mam, nienawidzę wszystkich ludzi jednakowo. A ty to na serio musiałeś kiedyś do kawy wlecieć. Jak inaczej mam wytłumaczyć fakt, że ty jesteś ciemny, a Luke biały? 
- A bo tak jakoś jest... 
- "A bo tak jakoś jest". Jasne jasne. Nosz gadaj! - wydarłam się. 
- Hej, luzuj majty, bo cała dzielnica cię usłyszy. 
- A niech se usłyszy. Lecimy! 
I wystrzeliłam do przodu. Yan pobiegł za mną. Kurde, jakim cudem on może mnie dogonić? A no tak, zapomniałam że on też już jest wampirem. 
- Co tak pędzisz? - zawołałam do niego - I tak nie wiesz, gdzie idziemy! 
- A no fakt... Hej! - przystopował, ale po chwili zorientował się, że moim celem było przede wszystkim wyprzedzenie go. A to, że nie znał drogi było tylko pretekstem. Co nie zmienia faktu, że nie wiedział, gdzie znajduje się punkt docelowy. 
Pozostało mu jedynie podążać dalej za mną. Udało mu się zrównać dopiero tuż przy celu. 
- Ha! Wygrałam! - zawołałam z radością. 
- O ty jedna! No cóż, w takim razie muszę oddać ci pokłon, o królowo tego śmietniska! 
- Mogę sobie być królową śmieci, ale ty i tak pozostaniesz tylko synem menela... (ale wysiłek umysłowy xD) ... Andrzeja! 
- Może być i menel Andrzej. Jak tak sobie myślę, to nawet ciekawie byłoby go spotkać. Chociaż nawet |Luke go nie pamięta, a matka, jak to on twierdzi, zmarła od nadmiaru mojej głupoty... 
- To ma sens. 
- ...Ale i tak to jedynie z czystej ciekawości. Poza tym to rodzice i tak niewiele mnie obchodzą. A jak z tym jest u ciebie? 
- Rzadki kiedy mówię komuś o tym, ale co tam, nie widzę przeszkód, by ci o tym opowiedzieć. No więc: matka wyszła za jakiegoś transylwańskiego szlachcica. Kompletnie go nie pamiętam, tylko matkę. W każdym razie pewnego dnia wyrzucił nas z domu z nieznanego powodu. Miałam wtedy kilka lat, ale późniejsze wydarzenia pamiętam bardzo dobrze. Byłam wampirem i żadna z rodzin nie chciała przyjąć nas do siebie, chociaż było wyraźnie widać, że matka jest chora i ledwo się trzyma na nogach. W końcu zmarła. Wtedy znienawidziłam wszystkich ludzi. Mojego ojca również. Dlatego nie obchodzi mnie, kim był. Mógłby być Bóg wie jak bogatym hrabią lub równie dobrze takim menelem Andrzejem - zaśmiałam się. 
- Wow... - powiedział Yan. 
- Jakie tam wow, przecież w tym wszystkim nie ma nic aż tak szczególnego. 
- Nie nie o to chodzi. dziwię się, że ty od tak mi powiedziałaś o tym z taką łatwością i na dodatek się śmiejesz. 
- Ty porąbańcu, powiedziałam ci przecież, bo chciałeś wiedzieć! Ty na serio myślałeś, że nad tym ubolewam? - wciąż się śmiałam. 
- No fakt, ty nie jesteś takim typem człow- tfu, wampira - przyznał mi rację i zaczął śmiać się razem ze mną. 
- No i znowu tak z najczystszej ciekawości, ty masz nazwisko? 
- No mam, a co? - odpowiedziałam. 
No super. O tym to na serio nie lubię mówić. Bo tak jeszcze ktoś kto mógłby być moim ojcem by usłyszał. A ja nie mam na to ochoty. Dawałam sobie radę sama przez cały czas i nie potrzebuję go w swoim życiu. No ale skoro Yan pyta, to powiem. Kurde, lubię go. nawet jeśli to debil od siedmiu boleści. 
- A jakie? 
- Rosetti. To nazwisko matki, nazwiska ojca nie znam. W zasadzie żadne szczególne, tylko... no... 
- Co?
Nosz kurde, jak już zaczęłam, to dokończę! 
- Po prostu nie chcę, by ktoś kto przypadkiem byłby moim ojcem to usłyszał i próbował mnie zabrać - wyrzuciłam z siebie niemalże jednym tchem. 
- Kumam. czyli raczej wolałabyś, żebym o tym nikomu nie mówił? 
- No raczej. I Luke'owi tez jakby co nie mów, dobra? 
- Nawet nie zamierzałem! Wiesz przecież, jaki się z niego nudziarz zrobił! 
- Co racja to racja - odpowiedziałam zadowolona, że Yan nie okazał się tępakiem i w lot pojął, o co mi chodzi. 
Miałam rację. Nie potrzebuję ojca. Mam już prawdziwą rodzinę tu, w Devil's Nest. 

1 komentarz:

  1. I co z tego, że przeczytałam to zaraz po dodaniu, a teraz komentuję?
    Kocham!
    Kocham!
    Kocham!
    Mówiłam już, że kocham?
    To jest gdjvxjxjbcfuinvv *-*
    Nie ogarniam postaci i w ogóle, bo nie siedzę w tematyce anime. Przynajmniej wydaje mi się, że to jest zaczerpnięte z anime xD
    Szkoda, że tak rzadko dodajesz, bo naprawdę cudnie piszesz ♥
    No to ja czekam na next ;*
    Komentarz twórczy, tak bardzo -,-

    OdpowiedzUsuń